wtorek, 10 stycznia 2017

Just tell me that I can survive in this cold world

        
   
"To ten zdegenerowany syn CEO." Bez przesady, zdegenerowany nie jestem. "Przynosi wstyd, nie powinien mieć na nazwisko Shin". Shin, Kim, Lee, co to za różnica? Nazwisko, jak nazwisko. "Ponoć nie chce nawet firmy po ojcu przejąć, od trzech pokoleń takie zachowanie nie miało miejsca, a teraz proszę, tylko patrzeć jak cały biznes upadnie po śmierci jego ojca." Jak ma upaść, to upadnie. Co mi do tego? "Wystarczy na niego spojrzeć wygląda, bardziej jak jakiś podrzutek, a nie dumny przedstawiciel rodziny Shin" A z czego tu być dumnym? Wolę wyglądać, jak podrzutek, niż utożsamiać się z tymi ludźmi.
                                    
Shin Joonyoung, syn właściciela i dyrektora generalnego jednej z największych firm produkujących nowoczesne technologie oraz znanej pani chirurg medycyny estetycznej świadczącej swoje usługi we własnej i najlepszej klinice w dzielnicy Gangnam w Seulu.
Całe dzieciństwo spędził na byciu przekładanym z rąk jednej opiekunki do drugiej. Gdy był mały, myślał że tak właśnie ma być i że to zupełnie normalne. Jednakże wraz z wiekiem zaczął mieć za złe, że ojciec latał swoim prywatnym samolotem na wszelakie konferencje, a matka kroiła zakompleksione paniusie z ogromną sumą pieniędzy w kieszeni, zapominając o bożym świecie.
Na szczęście dzięki muzyce, mógł zapomnieć o tym, że jest na tym świecie tylko po to, żeby odziedziczyć kiedyś korporacje pana Shin. Pierwszą gitarę kupił sobie pod koniec podstawówki. Grał na niej intensywnie każdego dnia, zdzierając sobie palce do krwi i stając się coraz lepszym. Już wtedy wiedział, że to właśnie chce robić w przyszłości, zamiast przejmowania biznesu. Przez cały okres dojrzewania urządzał, praktycznie codziennie, próby zespołu, w specjalnym dźwiękoszczelnym pokoju. Zamiast pisać wypracowania, pisał teksty piosenek. Zamiast chodzić na lekcje, odsypiał całonocne granie. Mimo to wyniki na testach zawsze miał zadowalające, a to tylko dlatego, że lubi czuć, że jest w czymś dobry.  Uczęszczał do jednego liceum z Hwang Sooyoung, która swoją nienaganną w szkole opinią zawsze go irytowała, a ona zaś nie chciała widywać młodego rockmana na oczy.  Na szczęście (Sooyoung), skończył szkołę wcześniej, gdyż był dwa lata starszy od dziewczyny i nie musieli się już mijać na licealnych korytarzach. Pod presją ojca rozpoczął studia z zarządzania, które po pierwszym roku rzucił. Uciekł do Wielkiej Brytanii, gdzie wynajął  mieszkanie.  Przez dwa lata traktował Londyn jako miejsce, w którym może zapomnieć o nacisku ze strony rodziców. Zastanawiające jest to, skąd brał pieniądze i dlaczego jego ojciec nie protestował, prawda? Otóż, między Joonyoungiem, a panem Shin były zawarte dwie umowy.
Pierwsza z nich tyczy się pieniędzy. Ojciec płaci mu miesięcznie ogromne sumy, w zamian za co Joonyoung obiecał, że nie powie matce o jego romansach z o wiele młodszymi dziewczynami, które przypadkiem odkrył. W końcu właściciel dobrze prosperującej korporacji nie może sobie pozwolić na taki skandal. Druga dotyczyła jego pobytu za granicą. Ojciec zezwolił mu na dwa lata, które będą "okazją do nauczenia się biegle języka", ale pod warunkiem, że po upływie tego czasu posłusznie podejmie studia w prestiżowej szkole Gureum-ui Baeggwa Sajeon. Joonyoung przystał na warunki ojca, a dwa lata zleciały szybciej niż zdążył się obejrzeć.

                                                ♢ 10.02.1994 r. ♢ I rok wydział matematyczno-fizyczny ♢

                                                                            ♢ relacjedodatkowe


~*~
tytuł: rap monster - Awakening
reszta cytatów: giriboy - I'm in trouble

Witamy, nie gryziemy.
Znaczy no, ja nie gryzę,
Z Joonyoungiem bywa różnie.

37 komentarzy:

  1. [Heej ^^ No cóż, życzę dużo weny na tego fajnego pana :3 Pokój to 133, drugie piętro~
    Tylko zgłoś wizerunek~
    To, co? Jakiś wątek? Choć nie wiem z kim on by się dogadał... ]

    Adm, Jimin, Jiyong, Suran

    OdpowiedzUsuń
  2. [JJY oppa *////////*
    Na naszym poprzednim blogu miałam postać z Chin, której nazwisko po Koreańsku wymawiało się "Shin" i tak samo na niego wołali, więc znowu mam zaciesz >ω<
    To ja bym prosiła wątek! Nie wiem z kim, bo chyba interesy nie łączą go z żadną z moich postaci. No wiadomo, że jest na tym samym roku, co Alex, ale chyba nie w tym samym wieku no i nie ten wydział xd
    Z Lisą i Dae chyba nawet nie miałby się jak spotkać, bo oni częściej w budynkach licealnych rezydują.
    Nie wiem, rano jest, nie myślę, ale Yoonyoung ;;

    Weny i radości z tym panem!]

    » Alex : Lisa : Dae «

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hej, ja się wcale nie boję tego milusińskiego, ale lepiej, żeby nie gryzł, bo sobie jeszcze biedaczek ząbki połamie i po co? ^^
    Może tu by się coś z Jiyuu udało zrobić, bo oboje są zakręceni na punkcie muzyki? Powiedzmy, że zgubiłaby swój tajny zeszyt z chwytami i tekstami piosenek i Shin by go znalazł... ]

    Jiyuu

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cieszę się, ze ci się pomysł podoba. :) Jak chcesz, to zacznij. ^^]

    Jiyuu

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo z siebie zadowolona weszłam do "naszej" salki muzycznej, nie mogąc się doczekać kolejnej próby. Gdyby mi ktoś jeszcze niedawno powiedział, że taką będą dla mnie frajdą, że żałuję, iż nie potrwa to już długo, wysłałabym go do psychiatry... A tymczasem no na samą myśl o kolejnym spotkaniu z sunbae i "naszą" piosenką, aż mi się chce skakać z radości. Konkurs za pasem, wszystko prawie już jest gotowe, właściwie nawet mi zaczyna się ta nasza wersja piosenki podobać, a zwykle jestem mistrzynią w szukaniu dziury w całym, więc o czymś to świadczy. Szkoda, bo to oznacza, ze pewnie niedługo wszystko to się skończy... tak szybko, jak się zaczęło. No, ale w każdym razie przytachałam tym razem bass i piecyk, by trochę pobrzdąkać, przynajmniej stuknąć w parę akordów, kiedy Daehyun-sunbae będzie grał główną melodię i sprawdzić, co nam z tego wyjdzie. Zdążyłam się z tym kramikiem ogarnąć, popodłączać co się da i zaczęłam grzebać w torbie, szukając mojego zeszytu z piosenkami. Okay, jednego z pięciu, tego najnowszego, w którym oprócz kilku czyichś, mam też swoje własne próby poskładania jakichś melodii. Głównie to są japońskie bazgroły, ale jedną napisałam po angielsku. Przewaliłam całą zawartość torby, ale cennego notatnika nie było... Dziwne, dzisiaj rano na pewno go pakowałam... Jeszcze śpiewałam So jedną z moich piosenek, by się upewnić, czy nada się na opening jego VN-ki. Młody się strasznie nakręcił i chciał z tym od razu lecieć do Sooyoung-unnie. I chyba jej też to śpiewałam...
    Najpierw poleciałam więc do naszego radia, ale tam nikt nie widział, ani nie słyszał o moim zeszycie... Potem popędziłam na uniwerek i włóczyłam się całą drogę do wydziału Sooyoung-unnie, zaglądając w każdy kącik. W desperacji zaczęłam nawet pytać kolegów-studentów, czy któryś z nich nie widział mojego zeszytu.
    -Takiego z szarym kotkiem, bawiącym się kłębkiem wełny i napisem "keep calm and love me" na okładce? - upewniła się jakaś dziewczyna, a gdy kiwnęłam głową, spojrzała na mnie z czymś na kształt współczucia i dodała: - Shin go zwinął, a więc jest praktycznie nie do odzyskania - Jakby była pewna, że to wszystko wyjaśnia, przeprosiła mnie i chyba chciała iść swoją drogą, ale dalej zagadywałam:
    -Co to za jeden, ten cały Shin? - Musiałam odzyskać ten zeszyt, tam były moje cenne piosenki! Nawet, gdyby był czortem wcielonym, guzik mnie to obchodziło!
    -No nie znasz go? Ja nie wiem, ty z jakiejś innej planety, czy jak?
    Teraz gromadka studentek zaczęła coś pleść od rzeczy o znanym muzyku, który uczy się na ich kierunku, jaki to on jest rzekomo przystojny, utalentowany i w ogóle "niezłe ciacho", tyle, że charakterek ma ponoć parszywy i lepiej, by "takie małolaty jak ty trzymały się od niego z daleka". Pomijając to, że najprawdopodobniej panienki były moimi rówieśniczkami, to one zachowywały się jak gimnazjalistki, zakochane pierwszy raz w życiu w swoim starszym koledze... Jak o mnie chodzi, to kij mnie ich rewelacje obchodziły, chciałam tylko wiedzieć, gdzie tego typa mam szukać i jak go nakłonić do oddania mi zeszytu, który według ich podejrzeń bezczelnie zwinął. A że paplanina paniusiek na nic już by mi się nie przydała, podziękowałam im i poszłam szukać szczęścia w studenckim akademiku. Zawsze była szansa, że może przypadkiem na coś trafię, a miałam jeszcze tyle czasu, że jak się zgrabnie zakręcę, to bez poślizgu zdążę na próbę. No i miałam trochę farta, gdy zza jakichś drzwi gruchnęła gitarka, na której ktoś próbował zagrać jedną ze znanych mi melodii. Nie mógł jej wytrzasnąć z żadnego innego źródła, jak moja zguba, bo był to jeden z moich autorskich wynalazków. Oho, mam cię, Shin!, pomyślałam i energicznie zapukałam do drzwi pokoju.

    Jiyuu

    OdpowiedzUsuń
  6. Po chwili ktoś z równym entuzjazmem, co ja, kiedy mi się przerwie naukę jakiejś fajnej piosenki, albo pracę nad tłumaczeniem na mój ojczysty język jakiegoś ciekawego fragmentu naszej VN-ki, którą od razu postanowiliśmy pisać w trzech wersjach językowych: koreańskiej, japońskiej i angielskiej, dał znać, ze już otwiera. No, chociaż ja przynajmniej starałam się sprawiać pozory uprzejmości, licząc na to, że bez kłótni i drobnych ścinek, uda mi się szybciej spławić niechcianych gości.
    -Cześć, Sunbae! - przywitałam się z uśmiechem za milion dolców. No po prostu typ mnie wkurzył, nie dość, że bezczelnie zwinął mój zeszyt i jeśli wierzyć dziewczynom z uniwerka raczej łatwo się z nim już nie rozstanie, to jeszcze zachowywał się jak kompletny gbur. A na takich metoda jest jedna: za nic w świecie nie daj się wyprowadzić z równowagi i tylko z miłym uśmiechem i uprzejmością wręcz uprzedzającą patrz, jak próbują. Prędzej czy później efekt w postaci zaawansowanej nerwicy murowany, przynajmniej u większości znanych mi gagatków.
    -Dzięki, ze znalazłeś mój zeszyt i się nim tak ładnie zaopiekowałeś, że nie leżał samotny, zapomniany, niechciany... - plotłam najniewinniej w świecie. No po prostu byłam z siebie dumna, bo wzbijałam się na wyżyny dyplomacji, tak naprawdę miałam ochotę powiedzieć coś w rodzaju "oddaj mój zeszyt, bucu!".
    -A teraz proszę bądź tak miły i mi go oddaj. - wreszcie przeszłam do rzeczy.

    Jiyuu

    OdpowiedzUsuń
  7. -Tak gwoli ścisłości, to NIE była prośba. - Cóż, nie zamierzałam łatwo dać się spławić, czy zbić z tropu odrobinką nieżyczliwości. Nie ze mną takie numery, nie bez powodu mam opinię jednej z najbardziej pyskatych osóbek na wyspie. Chociaż naprawdę się staram być miła, ale w gruncie rzeczy... wychodzi to jak wychodzi.
    - Poza tym znacznie lepiej mu będzie ze mną. Był smutny, bo tęsknił za mną. - wyjaśniłam, dlaczego użyłam wcześniej takich określeń, co do przypuszczalnego samopoczucia mojego zeszytu. A swoją drogą, chyba nie powinnam się zadawać z So, zaczynam tak jak on czasem odlatywać zupełnie z rzeczywistości i pleść od rzeczy...
    -A jeśli jesteś tak bardzo ciekaw tych piosenek, to może poza dziesięcioma tłumaczeniami i pięcioma własnego wymysłu, resztę po prostu przepisałam ze strony projektu "City On a Hill", więc większość łatwo znajdziesz na necie. Pomijając to, że nie ogarniam całej tej otoczki CCM, to są świetne.

    Jiyuu

    OdpowiedzUsuń
  8. Po prostu udawałam głupią, kiedy ostawiał całe to przedstawienie, że nie może mi przecież oddać czegoś, czego nie ma, bo przecież słyszałam, że grał moją piosenkę, więc z kosmosu to jej na pewno nie wyśnił. Nawet nie odpowiedziałam, nawet nieszczególnie słuchałam jego "mądrych" wynurzeń, bo po co miałabym tracić nerwy na to? Nie wytrzymałam dopiero, kiedy zaczął pleść od rzeczy o tym, jak to potrzeba cierpliwości w fachu muzyka.
    -Che! - prychnęłam jak ta szurnięta jak on sam kotka Sominga, gdy któregoś razu zwinęła się w kłębek w umywalce i przypadkiem bawiąc się kranem, puściła sobie na łeb zimną wodę. Wydawała do złudzenia podobne dźwięki, uciekając ze zlewu, zła i niezadowolona, przypominająca jedno wyliniałe nieszczęście.
    -A w którym momencie w ogóle mówiłam, ze chcę być zawodowym muzykiem?
    To, że potrafię grać, śpiewać i próbuję coś pisać jeszcze nie znaczy, że tylko o tym marzę, by się tym przez całe życie profesjonalnie zajmować. Zadanie z matmy też bez problemu podliczę, a to nie znaczy, że mam zamiar do starości liczyć równania kwadratowe, całki i cholera wie, co jeszcze... Nie po to uciekłam od tego pustego, nikomu na nic niepotrzebnego życia gwiazdki, które prowadziłam w Kyoto, by do niego wrócić ze skruszoną miną córy marnotrawnej. Nawet jeśli los ciągle pcha mnie na tą samą drogę, a ja jak ostatnia idiotka daję się tam prowadzić, mimo że wiem, co mnie na jej końcu czeka, to jeszcze nie znaczy, że zupełnie się poddałam. Okay, lubię śpiewać, ale na myśl o tym, że miałabym być profesjonalną piosenkarką, wdzięczyć się do fanów, uśmiechać się, grać po prostu uosobienie spełnienia wszystkich marzeń, nawet, gdyby mi wcale tak wesoło nie było, tylko dlatego, ze za to dostaje kasę, to ja chromolę. Znowu stanąć po drugiej stronie tej szyby nie do potłuczenia, która już zaczęła znikać? Z własnej, nieprzymuszonej woli? Za cholerę! Ale by powiedzieć coś takiego komuś obcemu, musiałabym mieć naprawdę o wieeele lepszy powód, niż przypadkowa sprzeczka.
    -Dzięki. Do NIE zobaczenia - pożegnałam się "uprzejmie", biorąc zeszyt i zwijając się, zadowolona, że jakkolwiek może i niezbyt zgranie, ale osiągnęłam swój cel.

    Jiyuu

    [Masz pomysł, jakby tu dalej pociągnąć?]

    OdpowiedzUsuń
  9. [O, fajny pomysł, z tym wspólnym graniem. A poza tym Jiyuu to trochę furiatka, może nawet trochę do Shina podobna w tym, że zachowuje się najpierw jak podpieniony jeżozwierz, a potem żałuje... Więc może niekonsekwentnie pobawiłaby się w chwili wolnej przed tą swoją próbą, pooznaczała, które piosenki tylko przepisała, które przetłumaczyła z innych języków, które są jej własnym wynalazkiem i by po próbie znowu przyszła do Shina i by mu ten zeszyt z własnej, nieprzymuszonej woli pożyczyła, tak w ramach wyciągnięcia ręki na zgodę? Przy okazji z ciekawości, co powie o jej "radosnej twórczości"...]

    Jiyuu

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej!~ z tym panem chciałabym wątek! Masz jakieś pomysły, moja droga? On jest taki, no, cudny. Możemy rozwinąć jakąś relację, a dalej zobaczymy...]

    OdpowiedzUsuń
  11. [A to dla odmiany zacznę :)]

    Długo taka dumna i zadowolona z siebie i z tego, że osiągnęłam coś, co koledzy pana "Milusińskiego" z uniwerka uważali za niemożliwe nie pozostałam. Zaraz przyszły znane i nielubiane wyrzuty sumienia, które znowu mi wypominało mój narwany charakterek. Ile razy, na wszelkie możliwe sposoby nie próbuję, to i tak kończy się mniejszym, lub większym wybuchem. I po nim kacem moralnym. Jakaś po prostu niekończąca się opowieść, no coś mnie chyba przez to kiedyś strzeli! I widzicie, właśnie o tym mówię...
    W każdym razie nim znalazłam się w salce muzycznej, zdążając na próbę dosłownie w ostatniej chwili, to pięć razy pożałowałam moich nerwowych reakcji. Poza tym, że typ był humorzasty, jak typowa kobieta w trakcie okresu, to nic złego mi nie zrobił, a ja wyskoczyłam prawie tak, jakby mi ten głupi zeszyt ukradł... 'Taku. Cóż, musiałam chwilowo zapomnieć o tym drobnym ekscesie i skupić się na próbie, ale kiedy po godzinie się skończyła, to znowu zaczęłam się tym gryźć. No w końcu wymyśliłam genialny w swej prostocie pomysł, który przy odrobinie szczęścia nie dość, ze mógłby być czymś w rodzaju wyciągnięcia ręki na zgodę, to jeszcze mógł mi przynieść drobną korzyść.
    Wzięłam zeszyt i zaczęłam oznaczać piosenki, które przepisałam z "City on a Hill", pięknym, kaligraficznym, różowiutkim (bo tylko wściekle różowy cienkopis miałam pod ręką) "C.H." przy ich tytule, literką "T", gdy któraś była moim tłumaczeniem i schematycznie nabazgraną śnieżynką (bo imię Yukina po japońsku zapisuje się tym samym znakiem, co słowo "śnieg"), przy moich własnych. Na wewnętrznej stronie okładki opisałam, co oznacza poszczególny symbol i tak przygotowana poszłam znowu do pokoju pana Przyjemniaczka.
    Nie wiem po co pamiętałam, który to, szczególnie, że jeszcze godzinę wcześniej nie chciałam tu się nigdy więcej zbliżać, ale po prostu mam we łbie taki mały GPS, który zapamiętuje wszystkie niepotrzebne trasy...
    W każdym razie już nie tak niespokojnie, ale za to okropnie niekonsekwentnie znowu pukałam do drzwi pokoju "Shina".

    Jiyuu

    OdpowiedzUsuń
  12. [Pomysł jest świetny, zrealizujmy go! Więc ja zacznę ^^]

    Lekcje minęły dosyć szybko. Ostatnie dwie godziny stanowiła chemia, na której usiadłam z tyłu, gdzie wszystko spokojnie mogłam notować. Zawinęłam się bardziej swoim wełnianym swetrem w bordowym kolorze i skupiłam na lekcji, ponieważ bardzo zależy mi na dobrej ocenie. Podjęłam się również zadania dla chętnych, by po lekcjach posprzątać sale i poustawiać fiolki na miejsce. Na szczęście nikt więcej z mojej klasy się nie zgłosił, więc mogłam być spokojna. Poczekałam, aż wszyscy wyjdą z sali i spakowałam swój zeszyt. Plecak zostawiłam na ławce. Po paru chwilach byłam pewna, że nikt już nie wróci, ale drzwi nagle się otworzyły. Zamarłam, czując już lęk. Co, jeżeli będę musiała się komuś tłumaczyć, że zostałam tu sprzątać? Sama myśl o odzywaniu się ponad zwykłe "cześć" przyprawiała mnie o przyspieszone bicie serca.

    Bae Suzy~

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy kolega Milusiński otworzył, wyglądał na nieźle zaskoczonego. W sumie to się nie dziwie, że się dziwił, bo sama się sobie dziwiłam, że tu przyszłam. W sumie to wspólne zaskoczenie niczego nie ułatwiało, bo naprawdę nie miałam ochoty tłumaczyć, dlaczego nagle zupełnie niepotrzebnie tu przylazłam, ale cóż, nawarzyłam piwa, to je teraz muszę wypić. Właściwie to całkiem lubię piwo, chociaż miałam okazję próbować tylko parę razy, kiedy mnie znajomi z Tokio poczęstowali. No, ale ja nie o tym... A zresztą za takim "piwem" to nie przepadam... No, w każdym razie zaczęłam coś piąte, przez dziesiąte paplać, próbując wyjaśnić w czym rzecz.
    -Wiesz... przesadziłam. Od razu wyskoczyłam, jakbym naprawdę miała powód. Byłam trochę nerwowa, bo potrzebowałam tego zeszytu na próbę i naprawdę omal się na nią nie spóźniłam i w ogóle byłaby awantura... Dobra, by długą historię skrócić: jak chcesz, to przejrzyj sobie mój zeszyt. Oznaczyłam, które piosenki są moje, a które przepisane. Tylko gdybyś mógł mi go jutro przed siedemnastą oddać, bo znowu mam wtedy próbę i będzie mi potrzebny... -Cóż, nie ma to jak próbować przeprosić, bez używania słowa "przepraszam"...

    Jiyuu

    OdpowiedzUsuń
  14. Do sali wszedł wysoki chłopak, o chłodnym wyrazie twarzy. Wyczułam od niego woń tytoniu, co mnie zniechęciło. Oparłam się dłońmi o ławkę za sobą, by z powrotem przybrać równowagę i uspokoić bicie serca. Przywitał się, oschłym tonem, co nie było niczym niezwykłym i zaproponował mi pomoc w sprzątaniu, do której prawdopodobnie został przez kogoś przymuszony.
    – Ja... Poradzę sobie sama – wykrztusiłam z lekkim trudem, założyłam kosmyk włosów za ucho. Szczerze mówiąc przydałaby mi się pomoc, ale wolałabym sama zrobić wszystko i niczym się nie denerwować, zwłaszcza czyimś towarzystwem. Przyjrzałam mu się uważniej, ostrożnie unikając kontaktu wzrokowego. Należał do tych atrakcyjnych, co wcale nie ułatwiło mi zadania, bo jeszcze bardziej mnie peszył. Wzięłam głębszy oddech i odsunęłam się od ławki, podchodząc do ławki z fiolkami.

    Bae Suzy~

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiwnęłam głową. Musiał tu być, więc nie mam żadnej siły, by go stąd wygonić. Zawinęłam rękawy swetra i ruszyłam na zaplecze, nie odzywając się, by wziąć ścierki do przetarcia blatu, na którym wcześniej wylała się woda. Schyliłam się, by zdjąć je z półki, gdy nagle usłyszałam odgłos tłuczonego szkła, krótką wiązankę przekleństw oraz pytanie o apteczkę. Westchnęłam cicho, zamiast po materiał, sięgając po białe pudełko na środkowej półce. Wyszłam z zaplecza i odwróciłam się w jego stronę, wyciągając rękę, która zaczęła mi drżeć, gdy zobaczyłam, co się stało. Po ręce chłopaka spływała obfita strużka krwi, przez co poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Cofnęłam się o krok, tyłem trafiając na ławkę. Na chwilę wstrzymałam oddech. Moja największa fobia, która rozwinęła się w nastoletnim okresie, akurat teraz, kiedy chciałam jak najbardziej uniknąć konfrontacji. Nie wiem, co takiego w tym było, ale choćby wspomnienie o tej czerwonej cieczy przyprawiało mnie o mdłości, tak samo, jeżeli mowa była o elementach organizmu. Byłam na to tak wrażliwa, a wszyscy oczekiwali ode mnie, bym została lekarzem. Niedoczekanie!
    Patrzyłam na chłopaka, nie mogąc oderwać wzroku od rany i cieknącej krwi. Zakręciło mi się w głowie i poczułam, jak osuwam się na ziemię, a przed oczami robi mi się ciemno. Apteczka wysunęła mi się z dłoni.

    Bae Suzy~

    OdpowiedzUsuń
  16. Odzyskałam świadomość kilka chwil później, gdy niósł mnie na rękach, ponieważ było to tylko osłabnięcie związane z moim lękiem. Nie otwierałam jednak oczu ani nie dawałam znać o tym, że wiem, co się dzieje, ponieważ wydawało mi się, że jestem w kolejnym szoku, ponieważ na rękach właśnie niósł mnie Shin, ten rzekomo zimny drań, o którym trochę już słyszałam, zazwyczaj ukradkiem, siedząc na stołówce lub idąc korytarzem i wcale nie były to zbyt pozytywne ani entuzjastyczne opinie. Sądząc po tych wszystkich słowach ludzi ze szkoły, nie był dobrym człowiekiem, ale nie oceniałam go z góry, bo już przy naszym pierwszym spotkaniu wykazał się być inny, niż bym go sobie wyobrażała. Niósł mnie z lekkością, czułam pod kolanami jego silne ramiona i miałam wrażenie, że jestem zupełnie bezpieczna, co nie było rozsądne. Jego dotyk kojarzył mi się z komfortem, a chociaż mało się odzywam, to potrafię chcieć nawiązać kontakt z kimś konkretnym i to męczące, kiedy nie umiem. Nie chciałam zainteresować się Shinem w taki sposób.
    Był jeszcze jeden powód, dla którego nie dawałam mu w tym momencie znać, że jestem przytomna. Zakładam, że chłopak nie opatrzył sobie ręki zbyt umiejętnie, jeżeli w ogóle to zrobił i wydaje mi się, że nie dałby sobie zrobić tego porządnie ani zaprowadzić się do gabinetu, ja też nie miałam tyle siły psychicznej, by go tam zaciągnąć, a on prawdopodobnie szedł tam teraz, na dodatek ze mną na rękach. Nie wywinie się od tego, by jego rana została opatrzona, pielęgniarka również mu nie odpuści. Gdy poczułam, jak się zatrzymuje przed drzwiami, otworzyłam oczy i wyprostowałam kark, spoglądając na jego twarz, która była teraz wyżej od mojej. Odruchowo oparłam też dłoń na jego klatce piersiowej, ponieważ teraz, gdy widziałam, w jakiej pozycji się znajdowaliśmy, znowu ogarnęło mnie dziwne i niekomfortowe uczucie.

    Bae Suzy~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Tak tyci, tyci zmieniłam końcówkę, bo planowałam się obudzić, zanim do tego gabinetu wejdzie! Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, a jeżeli masz, to mogę zmienić tekst. Miłego wieczorku, Nocna Sowo~]

      Usuń
  17. Gdy stanęłam na podłodze, Shin jeszcze na chwilę złapał mnie w talii, by upewnić się, że nie zasłabnę ponownie. Podobało mi się to, a oschłym i zimnym tonem wcale mnie nie zniechęcił. Po tym, jak mnie tu zaniósł domyśliłam się, że pod tą skorupą znajduje się ciepło i przez chwilę pozwoliłam sobie fantazjować na ten temat. Chciałabym spróbować ją odkryć, chociaż wiem, że prawdopodobnie mi się nie uda, głównie z winy mojej nieśmiałości. W tamtym momencie pragnęłam zmienić się w kogoś innego, kto bez problemu by z nim porozmawiał, ale nie miałam takiej możliwości. Muszę wziąć to we własne ręce, nie mogę dłużej być nieszczęśliwa w swojej aspołecznej bańce komfortu.
    Po chwili gotowy był już wyjść, zarzekając się, że skaleczenie to drobnostka, ale ja nie mogłam odpuścić. Pomógł mi, więc ja odwdzięczę się chociaż tym, że skłonię go do skorzystania z pomocy pielęgniarki i zmiany opatrunku.
    – Proszę mu to opatrzyć jeszcze raz – powiedziałam, a nagły przypływ odwagi sprawił, że złapałam go za zdrową dłoń, by nie wyszedł. Odwróciłam wzrok, patrząc teraz na ahjummę i czując, jak moje policzki przybierają barwę głębokiej czerwieni.

    Bae Suzy~

    OdpowiedzUsuń
  18. Gdy się zawahał, puściłam jego dłoń i miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale zamiast tego cofnęłam się jedynie o krok. Pielęgniarka kazała mu usiąść, a gdy to zrobił, odwróciłam się przodem do ściany, by nie patrzeć na jego zakrwawioną rękę. Nie chciałam wracać do akademika, bo to mi przydzielono zadanie posprzątania tam najpierw, poza tym jedynym poszkodowanym był tutaj on. Chciał się mnie pozbyć? Tym jedynie mnie zezłościł i zdeterminował, bym wróciła tam na salę i dokończyła to, co zaczęłam. Wyszłam za nim z gabinetu i przyspieszyłam kroku, by go dogonić. Chciałam powiedzieć, że nic mi nie jest i posprzątamy razem, ale coś zamknęło mi usta, więc po prostu szłam u jego boku w stronę sali chemicznej, zamiast akademika.

    Bae Suzy~

    OdpowiedzUsuń
  19. Weszłam za nim do środka i poczekałam przy drzwiach, aż sprzątnie wszystko, na czym została jego krew. Zastanawiało mnie to, skąd w tym chłopaku znalazło się aż tyle chłodu. Dosłownie brzmiał tak, jakby był wściekły na cały świat i chciał pokazać mu swoją obojętność, ale to nadal mnie nie zniechęciło. Myślałam, że trudniej będzie mi przekonać go do tego, by pozwolił mi zostać i sprzątać, a jednak nie stawiał większych oporów. Podeszłam do zlewu, zaczęłam płukać fiolki i odstawiłam je na blat obok, czekając, aż Shin przyniesie mi ich resztę. W moim sercu wzrastała chęć przełamania tego drania tak, jak łamie się wafelek ryżowy. Byłam wręcz przekonana, że on potrafi być inny, niż taki, jak o nim wszyscy mówią. Właściwie dzisiaj trochę mi to udowodnił i zyskał tym odrobinę mojej sympatii. Postanowiłam, że sobie nie odpuszczę. Moja fobia społeczna może próbować mnie zatrzymać, ale nie pozwolę sobie na to i będę dążyć do tego, by dotrzeć do Shina. Moja mama zawsze lubiła kwestionować stereotypy i w końcu czuję, że coś po niej odziedziczyłam. Odeszłam od zlewu i poszłam na zaplecze, do chłopaka, ponieważ zabrakło mi ścierki do wycierania fiolek, a nie miałam jeszcze na tyle odwagi, by zawołać do niego i go o to poprosić.

    Bae Suzy~


    Bae Suzy~

    OdpowiedzUsuń
  20. Gdy mi podziękował, uśmiechnęłam się pod nosem, co zapewne zauważył. Był to łagodny uśmiech, którym chciałam pokazać mu, że słyszałam. Mimika była dla mnie jedną z niewielu alternatyw komunikacji werbalnej. Odłożyłam ścierkę na blat obok i zajęłam się płukaniem fiolek w zlewie, a on stanął obok mnie i wycierał każdą z nich po umyciu. Podobała mi się ta współpraca oraz to, że nie musiałam nic mówić. Było to dla mnie o wiele łatwiejsze, a jego obecność nie powodowała już, że panikowałam. Przybrałam dosyć spokojną postawę i kontynuowałam mycie sprzętu, myśląc o tym, co powiedziałabym jako ktoś zupełnie inny.
    Po kilku dłuższych chwilach zakręciłam wodę i sięgnęłam po papierowy ręcznik, by wytrzeć swoje mokre dłonie, po czym podeszłam bliżej Shina. Wzięłam w dłonie dwie fiolki, by zanieść je z powrotem na półkę, już czyste i gotowe do ponownego użycia.

    Bae Suzy~

    OdpowiedzUsuń
  21. Zastanawiałam się, co on sobie o mnie pomyślał. Wiedziałam, że nie byłam nikim innym, jak jedną z wielu dziewczyn przesuwających się przy nim w życiu codziennym, na które nie zwracał uwagi albo przebywał z nimi z przymusu. Zapewne moja cicha osobowość zaczęła go irytować, ale nie dawał tego po sobie poznać, nawet jeżeli według opowieści innych ludzi już dawno powinien powiedzieć mi coś niemiłego.
    Nie spodziewałam się, że mi się przedstawi, ale uznałam to za miły gest. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, próbując zebrać myśli i odpowiedzieć neutralnym tonem.
    – Oh – mruknęłam pod nosem, spuszczając wzrok. Nie mogłam wytrzymać tego, że on patrzył się na mnie. – Jestem Suzy.
    Głos załamał mi się pod koniec, ale to nic. Jestem pewna, że Shin zrozumiał moje słowa, chociaż i tak nie powinien pamiętać mojego imienia już pod koniec dnia.

    Bae Suzy~

    OdpowiedzUsuń
  22. Byłam zbyt zaabsorbowana odpowiedzeniem mu na pytanie o moje imię, że zapomniałam podać mu swojej dłoni, lub po prostu wolałam tego nie robić, podświadomie. Rzucił w moją stronę lekko pogardliwe słowa, przynajmniej tak je odebrałam, ale zignorowałam to. Miał już wychodzić, przez co odetchnęłam z ulgą, ale w ostatniej chwili stanął w miejscu i odwrócił się do mnie jeszcze raz. Spięłam się lekko, denerwując. Zaprosił mnie na swój występ.
    Mała część mnie wiedziała, że to było jedynie z grzeczności. Jeszcze mniejsza chciała wierzyć w to, że chłopak mnie polubił, ale jak można polubić kogoś, kto właściwie nie daje się nawet poznać? Powiedział, że mam wpaść, w razie gdybym nie miała planów na wieczór. Ja i plany na wieczór... Oprócz nauki, czytania albo oglądania dram, chyba nigdy takowych nie znalazłam. Zakodowałam sobie w sercu, że na pewno przyjdę, byłam ciekawa jego talentu muzycznego. Na ten rok szkolny najwidoczniej czeka mnie dosyć duża ilość wychylania się poza moją strefę komfortu. Zostawił mnie samą, więc przerzuciłam sobie torbę przez ramię i opuściłam salę, udając się do akademika.

    [Możemy teraz przeskoczyć do momentu, kiedy za tydzień Suzy pojawia się w kawiarni z książką, może po swoim występie Shin znajdzie trochę czasu, by ją zaczepić?~]

    Bae Suzy

    OdpowiedzUsuń
  23. Naprawdę czułam się jak ostatnia idiotka i chyba dopiero, kiedy (nie)znajomy się do mnie uśmiechnął, poczułam się trochę pewnie. Może w gruncie rzeczy nie był aż takim draniem, jakim się wydawał na pierwszy rzut oka. Ktoś kto umie się tak szczerze uśmiechnąć, nie może być zły... przynajmniej nie jakoś beznadziejnie.
    Zaskoczył mnie, kiedy na chwilę zniknął w swoim pokoju i wrócił z bliźniaczo-podobnym, tylko pustym zeszytem, który mi wręczył. No, ledwo mogłam własnym oczom i uszom uwierzyć. Nadal nie bardzo przyzwyczaiłam się do czyjejś życzliwości, jakby to było coś bardzo niezwykłego i niecodziennego, a szczególnie w takich sytuacjach jak teraz.
    -Dzięki, ale nie musiałeś... znaczy, dzięki. To naprawdę miłe z twojej strony. - podziękowałam troszkę zmieszana.
    Na szczęście Shin zaraz zawrócił na tematy muzyki, więc wróciłam na pewny grunt.
    -Właściwie to coś bardziej w stylu korków, albo treningu. Dostałam się do konkursu wokalnego i potrzebowałam trochę pomocy z "moją" piosenką... Daehyun-sunbae zgodził się mi pomóc i właśnie o siedemnastej mamy wspólne próby. Trochę zmieniliśmy oryginalną wersję tej piosenki i tu mam zapisaną w tej "naszej" wersji, więc byłby kłopot, gdybym to zgubiła... - trochę nieskładnie wyjaśniałam w czym rzecz.
    Swoją drogą... Nie wiem, dlaczego po prostu nie zrezygnowałam z udziału w tym konkursie, jeśli nie potrafiłam nawet sama poradzić sobie z przygotowaniami. To znaczy, nie żałuję, że poznałam Daehyuna-sunbae, nie szkoda mi tych dni, które spędziliśmy razem na próbach i beztroskich wygłupach w przerwie, ale... Tak naprawdę nie wiem, po co mi to. Gdyby chodziło tu tylko o mnie, to z dziesięć razy już bym odpuściła, bo nawet nie jestem pewna, czy chcę wygrać. A to nieuczciwe wobec tych osób, które potraktowałyby ten konkurs poważniej. I wobec sunbae, który tak się stara, by mi pomóc...
    -Właściwie fajnie by było mieć jakiś swój zespół, ale jestem tu stosunkowo od niedawna i nie znam zbyt wielu osób... - przyznałam bez bicia.

    Jiyuu

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie byłam w nastroju, odkąd obudziłam się o czwartej rano i nie mogłam później zasnąć. Przyszykowałam się na lekcje, a później z niechęcią na nie poszłam, unikając jakichkolwiek osób. Jak zwykle obserwowałam wszystko z daleka. Od spotkania Shina w pracowni chemicznej, o mój umysł ciągle obijała się myśl na temat odwiedzenia tej niezwykłej kawiarni, w której gra, ale nie mogłam się zdobyć na odwagę. Ciągle znajdywałam wymówki, chociażby dla samej siebie. Dzisiaj czułam, że chcę tam pójść i że mogę to zrobić, że dam radę. Po skończeniu lekcji skoczyłam do akademiku. Przebrałam się w ciemną sukienkę w kwiaty, czarne zakolanówki oraz dzianinową narzutkę, po czym pomalowałam delikatnie oczy. Poszukałam też pomadki, którą na urodziny dostałam od mamy. W kawiarni pojawiłam się pod wieczór, wyglądając zupełnie inaczej, niż na co dzień. Przed wyjściem oczywiście spędziłam przynajmniej godzinę, rozważając wszelkie drogi ucieczki oraz to, czy w ogóle jest sens iść, ale w końcu ciekawość oraz przypływ pozytywnej odwagi wygrały.
    Gdy przyszłam, na scenie był już Shin, zwracał się do publiczności. Usiadłam przy stoliku, kawałek dalej od tłumu studentów oraz uczniów najbliżej wykonawcy. Zdjęłam kurtkę, przewiesiłam ją przez oparcie fotela i wsłuchałam się w jego głos.
    Wydawał się być zupełnie kimś innym, osobą pełną pozytywnej energii i oddaną swojej pasji. Nie był tak wyprany z emocji, jak wtedy. Tym razem nawet się uśmiechał, co niemal sprawiło, że opadła mi szczęka. Próbowałam skupić się na tym, co mówi, ale jego głos był zbyt melodyjny. Rozpraszał mnie i powodował, że nie mogłam doczekać się, aż zacznie śpiewać. Kilka chwil później ułożył gitarę w odpowiedniej pozycji, wtedy zaczęłam się rozpływać.
    Moje serce ogarnęło ciepło. Nie wiedziałam, że ktoś sprawiający wrażenie tak chłodnego, potrafił zmieniać się przy muzyce w taką osobę, która imponowała mi coraz bardziej. Jego występ minął mi prędko, ale bardzo przyjemnie, doprowadzał mnie do słodkiego uniesienia. Jego głos przypominał delikatny miód, był mocny i chciałam słuchać go jeszcze dłużej.
    Kiedy skończył, postanowiłam zostać chwilę i ochłonąć, nabrać pewności na to, by teraz przedrzeć się przez nieco zatłoczoną kawiarnię i wyjść, lecz gdy zobaczyłam, że schodzący ze sceny Shin patrzy prosto w moją stronę, wstrzymałam oddech. Na to nie byłam gotowa.
    Jeżeli chciał teraz podejść... To było dla mnie za dużo. Tyle osób mierzyło go wzrokiem i wyczekiwało kolejnego kroku, do kogo podejdzie, co zrobi, co powie? Zaobserwowałam już jedną dziewczynę, która wyglądała, jakby właśnie oczekiwała, że zaraz po koncercie weźmie ją w ramiona i odjedzie na białym koniu. Zapadłam się lekko w fotelu, biorąc głęboki wdech, mocno się zarumieniłam z nerwów, onieśmielenia. Spojrzałam na swoje kolana, starając się uniknąć jego wzroku i miałam cholerną nadzieję na to, że nie idzie właśnie do mnie.
    Niestety, stanął przy moim stoliku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "(...) Dobrze, że jesteś."
      Te słowa przez chwilę odbijały się echem w mojej głowie, nie odważyłam się podnieść wzroku. Onieśmielił mnie do granic możliwości. Czułam na sobie wzrok wielu osób, zaczęło uciskać mnie w piersi. Tyle czasu zbierałam się na to, żeby w ogóle tu przyjść, ale teraz wymiękłam. Na to nie byłam przygotowana. Głos ludzi wokół stłumił się, zostałam sama i byłam w niebezpieczeństwie. Nie mogłam oddychać. Ataki paniki były u mnie rzadkie, ponieważ prawie nigdy nie pozwalałam na takie okoliczności.
      Właściwie ostatni miał miejsce kilka miesięcy temu, na przyjęciu firmowym mojego ojca. Zostałam wywołana na podest, ponieważ chcieli, bym wypowiedziała się na temat tego, jak podziwiam jego pracę. Zwykły chwyt, by ludzie mogli chwalić jego cudowną córkę, która pójdzie w jego ślady. Skończyło się tym, że stanęłam jak wryta, ze łzami w oczach. Nie mogłam wtedy oddychać, jak teraz, po czym uciekłam. Uciekałam na ślepo, chcąc uniknąć wzroku i wszystkich ludzi, głosów.
      Wcześniej spanikowałam w sklepie, ponieważ był tłok.
      Teraz to wróciło. Coś, czego chciałam uniknąć, ale jednocześnie sama się w to teraz wepchnęłam. Podniosłam wzrok. Ucisk w mojej piersi stał się mocniejszy, łzy stanęły mi w oczach tak, że to, co widziałam, rozmazało się. Słyszałam głosy. Bałam się. Wstałam, potykając się, i z trudem rzuciłam się w stronę wyjścia, przedzierając się przez rozrzedzony już tłum. Nie wzięłam ze sobą nawet kurtki. Jedyne, czego chciałam, to wyjść. Zostawić to wszystko, cofnąć się do momentu, w którym byłam bezpieczna w pokoju. Sama.

      Bae Suzy~
      [Drama time!]

      Usuń
  25. [Mnie tu jeszcze nie było, ale bardzo tu miło i przyjemnie i chyba chciałabym wątek, gdyby się dało :>]

    Hoseok

    OdpowiedzUsuń
  26. Uff, kiedy przestało być tak słodko, różowo i cukierkowo, to przynajmniej znalazłam się na terenie, który dobrze znam. Złośliwość, słowne przepychanki i próby wbicia sobie nawzajem szpili to nic nowego, ale czyjaś życzliwość praktycznie zawsze zbija mnie z tropu i nie wiem, jak sobie z takim "cudem" radzić.
    -I dobrze, jeszcze bym się przyzwyczaiła i dopiero miałbyś ze mną kłopot! - odparłam z uśmiechem małej szelmy, "uspokojona" jego zapewnieniem, że taka uprzejmość to tylko tymczasowy stan "pogorszenia" humoru.
    Wbrew zapewnieniom, nadal był miły, jak na kochanego, starszego kolegę przystało, a może po prostu zauważył, że jeszcze bardziej głupieję, kiedy zachowuje się tak przyjaźnie i po prostu to był jakiś ciąg dalszy małej zabawy w podpuszczanie szalonej małolaty? Mniejsza, lepiej było za dużo nie analizować, bo główka od tego by mnie pewnie rozbolała. Lepiej było się po prostu wdzięcznie uśmiechnąć i podziękować, jakby nigdy nic, co właśnie zrobiłam.
    „Milusiński Shin” bawił się moim zeszytem, jakby już nie mógł się doczekać, kiedy zajrzy do środka, trochę jak taki uroczy dzieciak, który niecierpliwi się, kiedy mógłby już otworzyć świąteczny prezent. No dobra, dobra, pojmuję aluzję, że mam już się zmywać...
    -Wiem... dzięki, przydałoby mi się to – odpowiedziałam szczerze ucieszona na propozycję wspólnego grania. Właściwie liczyłam tylko na parę rad, co trzeba poprawić w moich piosenkach, ale to by było jeszcze lepsze. I nie musiałabym zawracać już głowy Daehyunowi-sunbae, który ma wiele ciekawszych rzeczy na do roboty i nawet jeśli nie odetchnie z ulgą, kiedy wreszcie pozbędzie się jednego, małego kłopotu, imieniem Taira Jiyuu, to narzekać na pewno też nie będzie, kiedy nasze wspólne próby się skończą...
    -To... ja już polecę. Mógłbyś mi odnieść zeszyt jutro do radiostacji? - zapytałam.

    OdpowiedzUsuń
  27. No tak, porządek świata pewnie zostanie zachowany, o ile staruszki Ziemi taka mała furiatka jak ja, odpowiednio podpuszczona, nie postawi do góry nogami... albo nie obkręci w przeciwną stronę, bo planety chyba nóżek nie mają. W każdym razie... coś czuję, ze nudzić się ze sobą na pewno nie będziemy.
    -Okay, może chwilka po próbie się znajdzie. Dzięki - zgodziłam się troszkę niepewnie, bo ostatnio jestem trochę rozkojarzona, a po tych próbach to zwykle już nie mam głowy do niczego... Ale cóż, zostało tylko parę, taki ostatni zryw. I nie wiem, czy mnie to cieszy, że znowu będę mieć czas tylko dla siebie, czy smuci, bo... sama nie wiem, chyba będzie mi tego brakować.
    Apropos rozkojarzenia, jaki ze mnie gamoń, by się nie przedstawić?! Kurka, pobiłam swój własny rekord nieogarnięcia.
    -Jiyuu... - Przedstawiłam się bardzo "grzecznie". - A ty? - Co prawda dzieciaki na uniwerku nazywały go "Shin", ale to nie brzmi za bardzo jak jakieś normalne imię... raczej jak ksywka, a z przezwiskami nigdy nic nie wiadomo. Równie dobrze ktoś może je lubić i używać go jak swojego pseudonimu artystycznego, tak jak mi wcale nie przeszkadza, kiedy ludzie nazywają mnie "tajfun", albo "tornado", a równie dobrze mogłoby się okazać, że swojej ksywki nie znosi i ma ochotę roznieść w drobny mak każdego, kto go tak nazwie... więc lepiej się upewnić.

    Jiyuu

    OdpowiedzUsuń
  28. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. Nie wiedziałam, co chciałam ze sobą zrobić, chciałam po prostu być sama i uciec. Moje serce biło szybko, jakby samo chciało wyrwać się z piersi, gdy nagle ktoś mocno złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się, by mnie puścił, ale był silniejszy. Shin.
    Zamarłam, próbując uspokoić oddech. Patrzył prosto na mnie, zbliżył się i okrył mnie moją kurtką. Przez chwilę mówił coś do mnie, łagodnym głosem, ale nie do końca rozumiałam co, ponieważ byłam zbyt spanikowana.
    – Widzisz, dookoła tylko ja tu jestem – powiedział, rozglądając się dookoła. Szybko zamrugałam, ponieważ obraz przed oczami mi się rozmazywał, a łzy spłynęły po moich policzkach.
    – S–shin. – Mruknęłam cicho, spoglądając mu w oczy. Nadal cała drżałam. – Przepraszam.
    Powiedziałam tylko tyle, z trudem, chociaż chciałam dodać jeszcze, że niepotrzebnie przychodziłam i narobiłam mu kłopotu. Było mi wstyd, nie chciałam, żeby na mnie patrzył. Czułam się okropnie nieatrakcyjna fizycznie i psychicznie, odwróciłam głowę.

    Bae Suzy~

    OdpowiedzUsuń
  29. Zdawał się odsłonić swoją cieplejszą stronę. Przez chwilę stawiałam opór, ale mimo wewnętrznego lęku, pozwoliłam pociągnąć mu się w stronę akademika. To wydawało się być o wiele łatwiejsze i wymagało mniej słów, niż odmowa, bo chłopak miał minę zaciętego.
    – Nie trzeba – mruknęłam tylko, nie wiedząc, co powiedzieć jeszcze, albo może jak powiedzieć? Drugą dłonią przytrzymałam kurtkę, by nie spadła i pozwoliłam mu się prowadzić. Ulżyło mi, gdy zauważyłam, że nie idziemy w stronę kawiarni. Dłoń Shina wydawała się być ciepła na moim nadgarstku, co sprawiło, że bicie mojego serca przyspieszyło. Był zupełnie inny...

    Bae Suz~

    OdpowiedzUsuń
  30. -No normalnie jestem ci dozgonnie wdzięczna - odpowiedziałam z całkiem odpowiednią dawką ironii, również uśmiechając się jak na małą szelmę przystało. Coś czuję, że chyba jednak tego złośliwego drania polubię. Jak się nie pozabijamy.
    -Widzisz? Świat jest pełen niespodzianek! - odcięłam się lekko, ale bez zgryźliwości, tylko tak dla zasady. Reputacja jednej z najbardziej charakternych osób w GBS bądź co bądź zobowiązuje.
    -Taak, taak, też będę za tobą tęsknić - wypaliłam z uśmieszkiem, bardzo przyjaźnie mu pomachałam i tyle mnie złośliwy małpiszon widział. Całkiem uspokojona polazłam do siebie, ciesząc się, że tak ładnie udało się wybrnąć z nieprzyjemnej sytuacji.

    Jiyuu

    [Przepraszam, że odpis jest taki byle jaki, ale jestem chora i mi bakcyle wenę zeżarły.]


    OdpowiedzUsuń
  31. Przyszliśmy do jego pokoju w ciszy. Gdy podał mi ciepły koc, kiwnęłam głową na znak podziękowania i okryłam nim ramiona, rozglądając się. Shin zaczął oporządzać pokój, chociaż wcale nie zwróciłam uwagi na bałagan, raczej na gitary i płyty, wszystko, co nawiązywało do muzyki. Weszłam do pokoju głębiej, podeszłam do statywu na gitary i przejechałam dłonią po gryfie jednej z nich. Wydawały się być przepełnione uczuciem Shina, były zadbane i ładne. Podobała mi się jego pasja. Po chwili zwróciłam uwagę na płyty i zaczęłam studiować wzrokiem nazwy zespołów z ciekawością, gdy zorientowałam się, że Shin uważnie mi się przygląda.
    – Co? – Mruknęłam pod nosem, wbijając wzrok w podłogę. Aish, czyżbym nie usłyszała czegoś, co przed chwilą powiedział? Zrobiłam coś nie tak?

    Bae Suzy~

    OdpowiedzUsuń
  32. Nim zdążyłam zastanowić się, co mu odpowiedzieć, Shin wyszedł do kuchni. Niemal od razu podreptałam za nim, nadal z kocykiem okrywającym moje plecy. Weszłam za nim do kuchni.
    – Też poproszę herbaty. – Powiedziałam pod nosem, opierając się o ścianę w kuchni. Hm, to, co powiedział mi w pokoju...
    – Nie powinieneś. – Dodałam, jeszcze bardziej cicho i złożyłam ręce na piersi, wzdychając. Shin otwierał mnie w pewien specyficzny sposób i sprawiał, że mówiłam do niego z o wiele większą łatwością, niż zwykle, ale jeszcze dużo pracy było przede mną. Wbiłam wzrok w podłogę, czując ciepły rumieniec na policzkach. Znowu. Aish!

    Bae Suzy~
    [Przenosimy nasz wąteczek na ua? ;;]

    OdpowiedzUsuń
  33. -...Ponoć w Ameryce wszystko jest duuuże. Ludzie są "duzi", domy są duże, warzywa są duże... Tak, nawet warzywa. Otóż wieść gminna głosi, że pewien farmer w Teksasie wyhodował siedmiokilogramową cebulę. Jedną. Ważącą. Siedem. Kilo. Cebulę. Nie zazdroszczę jego żonie, kiedy będzie musiała to "cudo" pokroić na sałatkę... No, ale zmierzałam do tego, że choć to już nie jest takie oczywiste, nie tylko w Ameryce wszystko jest duże, czego dowodzi kolejna piosenka: "Big in Japan", Alphaville, którą za chwilkę będziecie mogli usłyszeć, a ja się z wami żegnam i mam nadzieję, ze usłyszymy się w kolejnym "Podwieczorku w stylu retro"! Pa~! - włączyłam zapowiedzianą w tak pokręcony sposób piosenkę, wyłączyłam mikrofon, pomachałam do młodego, czyli jakiegoś dzieciaka z pierwszej teatralnej, dając mu znak, że zaraz wchodzi, przesłałam całuska chłopakom z ekipy technicznej na pożegnanie i wyrwałam ze studia. Uf, zostało pięć minut do próby, to akurat tyle czasu, by na styk zdążyć. A i jeszcze odzyskać zeszyt. Taak, matko, gdzie ja mam łeb?!
    Po wyjściu z pomieszczenia radiostacji prawie wpadłam na Milusińskiego Shina który czekał na mnie, aż przestanę się wygłupiać na antenie.
    -Cześć, mam nadzieję, że nie czekałeś za długo! - przywitałam się całkiem miło, sympatycznie i nawet bez uszczypliwości. Cóż, chyba wyczerpałam zapas mojej elokwencji przez ostatnią godzinę nawijając wszelkie możliwe bzdury na antenie.

    Jiyuu

    [Dzięki, już wracam do życia xD]

    OdpowiedzUsuń
  34. [Dobrze! To podasz mi swój mail na mojej postaci? Wtedy odpiszę Ci mailowo :)]

    OdpowiedzUsuń